W pracy również nastały zmiany. Część z naszych kolegów z Vanuatu wracała do domu na Święta. Z tej okazji, a także nadchodzących Świąt nasz pracodawca wyprawił nam barbeque – imprezę przy grill'u, tyle że gazowym.
W sobotnie popołudnie po pracy jeden z naszych przełożonych wygłosił przemowę na temat świetnej zespołowej pracy wszystkich obecnych i takie tam. Potem uczta śpiewy, tańce. Ludzie z Vanuatu okazali się również bardzo uzdolnieni muzycznie. Podczas fiesty dali na żywo popis swojej wokalno-instrumentalnej ekspresji. Poprzez swój śpiew i grę wyrażali swoje radosne usposobienie. Słowa tego nie oddadzą, trzeba to zobaczyć.
Najbardziej podobała mi się przygrywka, w czasie której każdy po kolei włączał się ze swoim instrumentem, oczywiście grając całym ciałem. Jednak po 15 utworze stało się to dość monotonne, bo do każdej piosenki przygrywka i rytm były dokładnie te same. Niektóre z instrumentów widzieliśmy po raz pierwszy w życiu. Największe wrażenie na nas zrobił karton z kijem z przymocowaną do nich struną, który z powodzeniem spełniał rolę sekcji basowej.
Mniej więcej w tym samym czasie zostałam przeniesiona do innego teamu i w przeciwieństwie do Jasia co tydzień robiłam coś innego. Nowi koledzy z Vanuatu okazali się równie pomocni jak Ci z poprzedniej tury. Tylko pogoda zmieniła się na wiosenno-jesienną mimo początku lata.
Dość często zdarzały się deszczowe dni, z ich powodu czasem kończyliśmy wcześniej pracę, żeby zdążyć się wysuszyć. Zdarzyło się też tak, że w czwartek kiedy świeciło słońce i nic nie zapowiadało zmiany, mówiono nam, żebyśmy w piątek nie przychodzili, bo będzie padało i faktycznie jak rano zaczęło to skończyło późnym popołudniem, a w sobotę znów mogliśmy wrócić do winnicy.
Więcej zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz