W drodze do Las Vegas w szacie roślinnej zaczęły pojawiać się palmy. W samym mieście było ich pełno.
Będąc w takim miejscu nie mogliśmy sobie odpuścić nocnego zwiedzania.
Las Vegas nawet o północy tętni życiem o czym świadczą tłumy
i korki na ulicach.
Budynki kasyn i hoteli są totalnie kiczowate, wzorowane głównie na różnych sławnych budowlach np.: wieży Eiffla, Coloseum itp.
Trochę się jednak zawiedliśmy bo nie spotkaliśmy znanych nam z filmów świetlnych reklam. Poza tym wyobrażaliśmy sobie to miasto inaczej, bardziej rozświetlone i posiadające własny styl.
Tak więc zostawiliśmy Las Vegas i pojechaliśmy do Death Valley National Park.
Jest to pustynia położona w dolinie 86 m poniżej poziomu morza (najniższy punkt USA)
ze słonym jeziorem, ktore w lecie wysycha.
Otaczające teren skały tworzą piękną kolorową mozaikę.
W dolinie panowała nieludzko wysoka temperatura (było ok. 47°C w cieniu),
Był porywisty wiatr, który nie przynosił ochłody wręcz przeciwnie był gorętszy od normalnego powietrza, a w dodatku miał słony smak. Może w czasie wakacji mieliście możliwość chodzić boso po plaży w upalny dzień i znacie uczucie jak piasek parzy w stopy. To samo zjawisko miało tu miejsce z powietrzem. Przelatujące z taką prędkością, że aż dusiło w gardle, po prostu parzyło całą powierzchnię skóry. Wszystko to razem stwarzało wrażenie przebywania w piekarniku z termoobiegiem (nie radzę próbować w domu ;). W informacji polecają zwiedzać park z samochodu i nie wybierać się na piesze wędrówki. Rzeczywiście trudno jest długo wytrzymać na zewnątrz bez klimatyzacji, dlatego większość zdjęć robiliśmy z samochodu nawet nie otwierając okna.
Takie zwiedzanie jest wygodne tyle, że cala droga jest usłana stromymi górkami i dołkami
(dających efekt statku na morzu) które, mogą przyprawić o mdłości nawet ludzi nie mających problemów z chorobą lokomocyjną.
Więcej zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz