Po wylądowaniu w Limie postanowiliśmy zrobić tak jak w Meksyku – zamówić na terenie lotniska zarejestrowaną taksówkę. Jednak mimo, że tutaj do hostelu mieliśmy 4 przecznice, zapłaciliśmy za nią dwa razy tyle co w Meksyku, gdzie trzeba było przejechać pół miasta.
Następnego dnia pojechaliśmy zwiedzić centrum miasta. Obsługa w hostelu była bardzo chętna do udzielania wszelkich informacji. Dali nam plany miasta narysowane własnoręcznie i skserowane. Także dobrze wiedzieliśmy jak dojechać.
Okolice centrum historycznego zrobiły na nas bardzo przygnębiające wrażenie. Trudno to opisać słowami, ale wyglądało jakby świeżo po jakimś kataklizmie.
W ogóle w całym mieście jest brudno, wszędzie wala się pełno śmieci i gruzu: na ulicach, dachach, na podwórkach między domami. Co chwilę widać jak ktoś wyrzuca jakieś opakowania z samochodu na ulicę.
Ogólnie Lima nie jest nawet brzydkim miastem ona jest strasznie brzydka, oczywiście poza niektórymi ulicami które można policzyć na palcach jednej ręki. Jest najbrzydszym miastem jakie do tej pory widzieliśmy, a przynajmniej ja widziałam.
To wrażenie było spotęgowane też tym, że po dość ciepłym i w większości słonecznym czasie w Meksyku, w Limie zastał nas chód (ok. 12st.Cel.) i 100% zachmurzenia.
Samo centrum dość ładne, główne punkty to Pałac Prezydencki
Katedra, która była zamknięta, widzieliśmy tylko jak jeden człowiek wszedł do środka, ale kołatał chyba 10 minut.
Ogólnie przed każdym kościołem stoi wielki metalowy płot zamknięty na cztery spusty dający wrażenie dawno opuszczonego miejsca, często bez żadnej informacji o aktywności albo ukrytej starannie tak, że bardzo trudno ją znaleźć.
Pałac Biskupi
Wszystkie mieszczą się przy Plaza de Armas – Placu Broni.
Nie bardzo wiemy czemu, ale w każdym mieście główny plac nazywa się tak samo.
Na tym w zasadzie kończy się centrum Limy.
Miasto to leży nad samym oceanem.
Kolejnym miejscem, które nas zaciekawiło było wybrzeże i dzielnica Miraflores.
Wybrzeże w Limie to wysoka skarpa i bardzo wąska plaża.
Ze skarpy masowo startują paralotniarze.
Punktem przyciągającym wielu ludzi jest Park Miłości. Miejsce to zupełnie nie pasuje do przygnębiającego, szarego i brudnego miasta.
Zaskoczył nas zachód słońca o 18. w Meksyku ciemno się robiło dopiero koło 20.
Więc zaczęliśmy wracać.
Wiecej zdjec:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz