Dziś ciocia zabrała nas do głównego punktu zaopatrzenia Meksyku dosłownie we wszystko. Pojechaliśmy Pesero, oczywiście jak zwykle podróż umilali nam rożni sprzedawcy i kuglarze. Właśnie jedn z nich prawie zmroził mi krew w żyłach. Do Pescero wszedł trochę przebrany za klowna facet (miał pomalowaną twarz i czapkę klowna). Wyglądał dokładnie jak z filmu, którego tytułu nie mogę sobie przypomnieć, w którym grupa klownów napada na bank. Czekałam tylko kiedy wyciągnie spluwę, ale on zaczął sobie stroić żarty z pana na przeciwko. Odetchnęłam z ulgą.
Sama giełda jest olbrzymia. Składa się z setek krzyżujących się korytarzy. W każdym z nich po obu stronach mieszczą się setki hurtowniczych straganów. Można tam kupić towarów dosłownie na tony. Niektóre stoiska sprzedają tylko banany,
inne suszone papryki w stu rodzajach.
Zdumiewa również mnogość gatunków owoców, a także warunki sprzedaży mięsa (bez lodówki w dwudziestu kilku stopniach).
Świńskie głowy jak się dowiedzieliśmy służą jako składnik narodowej potrawy, a mianowicie Posole, podawanej w dniu święta niepodległości, którą poczęstowała nas mama Fidencio.
Oprócz mięsa zawiera również specjalną dużą kukurydzę i paprykę. Je się ją z tostas (specjalnie suszonymi tortillasami) polanymi śmietaną.
Ciocia pokazała nam tutejszy przysmak – huitlacoche (czyt. łitlakoczie),
czyli kukurydza porośnięta pasożytniczym grzybem, służąca do wyrobu tortillas, zup i innych dań. Nie spodziewaliśmy się też że istnieje tyle odmiennych gatunków bananów.
Więcej zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz