Jako że stan Chiapas powierzchnią odpowiada 1/4 powierzchni Polski, żeby zobaczyć więcej niż jedno miejsce trzeba trochę popodróżować. Wsiedliśmy więc w autokar i pojechaliśmy do stolicy stanu Chiapas - Tuxtla Gutieres (jakieś 6h jazdy).
Pojazd był nie najwyższej klasy, droga pozostawiała dużo do życzenia, a wiodła przez kręte górskie drogi. Wspominając ten przejazd do teraz kręci mi się w głowie.
Niestety nie mogę się do końca zgodzić z opisem Jasia. Trasa była bardzo malownicza. Wiodła brzegiem dżungli odsłaniając piękne góry porośnięte gęstym lasem.
Od czasu do czasu wyłaniała się maleńka wioska.
Na pierwszy rzut oka widać było biedę ale i spokój oraz odnajdowaną nawet w tej sytuacji przez mieszkańców radość. Domki proste i bardzo małe, często bez okien, mieszczące kilkuosobowe rodziny.
Stroje, zwłaszcza kobiet, były bardzo kolorowe.
Czasem można było spotkać całą rodzinę zgromadzoną na zewnątrz i pogrążoną w swojej pracy np. kobiety haftujące, mężczyźni gromadzący drewno
i bawiące się dzieci.
Do miasta dojechaliśmy dość wcześnie. Zameldowaliśmy się w Hostalu San Miguel, co nie było proste, gdyż recepcjonista znał tylko hiszpański. Pojechaliśmy kupić bilety powrotne do Meksyku i postanowiliśmy udać się do słynnego parku Jardin de la Marimba. Znany jest on z "koncertów" na marimba'ch, lokalnych instrumentach podobnych do naszych drewnianych cymbałów.
Wokół altany dla muzyków wiruje mnóstwo tańczących par, cieszących się pięknym wieczorem i wesołą muzyką, ku uciesze zgromadzonych w parku widzów.
Wśród bawiących się przy muzyce wyróżniało się kilka osób ubranych na ludowo
i jedna para tańcząca we własnym rytmie.
Po takim wysiłku chcieliśmy coś zjeść, mieliśmy ochotę na świeże quesadillas prosto z ognia, ale ku naszemu zdziwieniu na każdym stoisku z jedzeniem, których o dziwo nie było wiele, oferowano słodkie crepas - naleśniki.
Więcej zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz