Sposób prowadzenia pojazdów jest tu specyficzny, niejednemu kierowcy może postawić włosy na głowie, niemniej jednak bezpieczny. Nasz pan taksówkarz rozmawiał przez telefon, patrząc do tyłu przyspieszał mimo iż samochód z przodu hamował i robił jeszcze kilka innych dziwnych rzeczy na raz, tak iż nawet Jaś wolał nie patrzeć do przodu, ale trzeba przyznać dojechaliśmy cali i zdrowi. Pewnie musi minąć trochę czasu zanim przywykniemy do takiego stylu jazdy, który wbrew pozorom jest stosunkowo bezpieczny, mimo iż nie ma tu egzaminu na prawo jazdy. Po drodze czekały nas rozrywki w postaci sprzedawców ulicznych chodzących podczas czerwonego światła miedzy samochodami i oferujących różne towary od lizaków przez batoniki po papierosy.
Widzieliśmy również występ pani tańczącej z ogniem umilającej oczekiwanie na zmianę świateł ulicznych. Jest to jedna z rozrywek dla znudzonych kierowców, można też spotkać żonglerów czy tancerzy break dance.
U cioci (poznanej przy okazji pobytu w Vancouver) spotkaliśmy naszych kolejnych kuzynów: Wandę i jej męża Fidencio. Z racji tego, iż w zatrzymanym bagażu były wszystkie rzeczy poszliśmy kupić te najpotrzebniejsze, licząc na zwrot kosztów od Alaska Airlines.
Następnego dnia miałam odzyskać mój plecak, który obiecano dostarczyć ok 2h po przylocie, przez kuriera, czyli około 18. Godziny mijały a mojego bagażu nie było i nie było, mimo iż na lotnisku powiedziano nam, że już jest w Meksyku i został przekazany kurierowi. Około 21 przestraszyłam się, że wcześniej niż w poniedziałek go nie odzyskam. Wyjaśniono mi jednak, że po meksykańsku to co odebrane przez kuriera, musi być dostarczone i mogę spodziewać się przesyłki nawet o 24. Kilka minut później odzyskałam swoje rzeczy.
W plecaku znaleźliśmy poniższy "dokument".
Bezpieczeństwo USA najważniejsze ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz