Kolejny dzień zaczęliśmy od rezerwacji powrotnego transportu z hotelu na lotnisko. I wtedy się zaczęło. Pan z biura podróży poinformował nas, iż nie może nas zawieść na nasz lot o 12:40, bo takiego lotu nie ma, jest tylko lot o 7:00 rano i o 18:40, zapytał który wybieramy. Zaskoczeni i poirytowani tym faktem poprosiliśmy, by wyjaśnił dlaczego nie ma naszego lotu. Przedstawiciel wziął za słuchawkę i dzwonił do siedziby biura, rozmawiał z kilkoma osobami, aż w końcu jedna z nich zechciała z nami rozmawiać i wypytywała nas o przeróżne szczegóły, trwało to ponad 30 min. Po czym stwierdziła ze lepiej połączy nas z linią lotniczą. I znowu przesłuchanie, ale i pewien sukces w końcu dowiedzieliśmy się, że nasz lot został przesunięty na 7 rano z przyczyn "operacyjnych". Niestety dalej oferowano nam lot o 7:00 i 18:40. Wstawanie o 3 rano wcale się nam nie podobało, podobnie jak powrót do Meksyku około 1 w nocy, poprosiliśmy więc o znalezienie lotu w godzinach naszego lub pokrycie kosztów taksówki. Obiecali, że sprawdza co można zrobić. Po jakiś 30 minutach oddzwoniono do nas iż mamy możliwość lotu o 12:40 tyle, że z lądowaniem na innym lotnisku, które nam bardziej pasowało. Całe zamieszanie trwało około 2h.
Szczęśliwi pojechaliśmy do miasta złapać colectivo do Tulum.
Poinformowano nas, iż musimy się przesiąść w Playa del Carmen do następnego colectivo, bo bezpośredniego połączenia nie ma. Po około 2h byliśmy w Tulum. Tutejsze ruiny okazały się być położone w Parku Narodowym Tulum. W drodze z przystanku do ruin po raz pierwszy w życiu zobaczyliśmy niebieskie kraby,
które co chwila chowały się w swoich norkach.
Nasze pierwsze skojarzenie po zobaczeniu piramid – raj. Niesamowita cisza, spokój, zieleń,
morze i ruiny, po prostu cudnie.
Zachęceni widokami plaży postanowiliśmy z niej skorzystać, niestety właśnie ją zamykali. Nie daliśmy za wygraną i poszliśmy wzdłuż drogi blisko brzegu, ale albo plaży nie było albo była płatna. Pojechaliśmy więc w drogę powrotna z przystaniem w Playa, gdzie była przepiękna plaża i to całkiem za darmo.
Również i w tym miejscu nastawionym głównie na turystów nie było zbyt wielu stanowisk gastronomicznych oferujących miejscowe specjały, tylko drogie restauracje. Kupiliśmy więc sobie po zestawie z Burger King'a i zjedliśmy na plaży. Pluskanie w morzu w świetle księżyca to prawdziwa przyjemność. Do hotelu wracaliśmy autobusem ADO - tzw. pierwszą klasą, gdzie puszczono nam jeden z najnowszych odcinków Jamesa Bonda.
Dużo więcej zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz