Tego bloga dedykujemy naszemu dziadkowi,
który 03.02.2011 zakończył swoją podróż po tym świecie.




wtorek, 16 października 2012

18.02 Green Island

Rano poszliśmy na poszukiwanie sklepu, którego lokalizację podała nam Iza. Teren ośrodka był tak ogromny, że można się było zgubić.


Jednak ze znalezieniem sklepu nie mieliśmy większych trudności. Większość punktów handlowych położona była niedaleko plaży, która mimo pięknej pogody była pusta. Trochę mnie to zaciekawiło, jednak wystarczyło się trochę rozejrzeć by zagadkę rozwiązać. Już z daleka widać było tablicę ostrzegającą przed krokodylami, które bardzo polubiły ten teren.
Po zrobieniu zakupów w tym aparatu do zdjęć podwodnych, pojechaliśmy z Izą pod naszą wypożyczalnię gdzie rozstaliśmy się z naszą przewodniczką.

Po kilku minutach w wypożyczalni okazało się, że mamy problemy z kartą i nie możemy pożyczyć samochodu. Po telefonie do banku udało nam się wyjaśnić sprawę tyle, że wypożyczenie samochodu musiało być przełożone na następny dzień.
Zrobiło się późno więc nasz rejs na ponoć bajeczną Green Island dawno się zaczął bez nas, mieliśmy jeszcze szansę zdążyć na ten o 13, było trochę mało czasu, ale cóż począć. Najpierw trzeba było znaleźć nocleg. Nauczeni dotychczasowym doświadczeniem, że 3-4 osobowe pokoje zazwyczaj są puste postanowiliśmy wziąć dorm, czyli pokój wieloosobowy, który wychodził taniej. Jednak od każdej reguły są wyjątki i tym razem mieliśmy współlokatora. 
Szybko poszliśmy na przystań kupić bilet na rejs i wypożyczyć kostiumy anty-meduzowe 
 

i kamizelkę ratunkową dla mnie. Pogoda była piękna-  tylko pławić się w wodzie. Rejs rozpoczął się punktualnie.Po przycumowaniu wszyscy rzucili się w kierunku lądu nazywającego się Green Island.


My również poszliśmy szukać rafy. Z nadzieją na podwodną przygodę weszliśmy do wody. Niestety widać było tylko trawę postanowiliśmy płynąc trochę dalej, ale niczego oprócz trawy nie było. Znaleźliśmy więc inne miejsce ale tam było tak płytko, że szorowaliśmy brzuchem po koralach. Czas do odpłynięcia naszego promu się zbliżał. Daliśmy sobie jeszcze jedna szansę.
Popłynęliśmy dalej i pojawiły się gigantyczne, kolorowe szczeżuje, 


znane nam rybki i korale i ukwiały. Pojawiły się też nowe gatunki ryb, takie jakich nie było na Fiji. Widzieliśmy nawet giętkie paluszkowate korale. Niestety rybki nemo w nich nie było, za to powitała nas gigantyczna ryba z antenką ;)
Nasz czas się kończył. Byliśmy zawiedzeni, spodziewaliśmy się po Wielkiej Rafie czegoś więcej niż po Fiji, a podobno to najlepsze miejsce dla snurków. Na otarcie łez spotkałam płaszczki i chwilę je poobserwowałam - bardzo ciekawe rybki.
W minorowych nastrojach wróciliśmy do hotelu, powłóczyliśmy się jeszcze trochę po miasteczku i poszliśmy spać.

Więcej zdjęć:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz