Rano poszliśmy na poszukiwanie sklepu,
którego lokalizację podała nam Iza. Teren ośrodka był tak
ogromny, że można się było zgubić.
Jednak ze znalezieniem sklepu nie mieliśmy większych trudności. Większość punktów handlowych położona była niedaleko plaży, która mimo pięknej pogody była pusta. Trochę mnie to zaciekawiło, jednak wystarczyło się trochę rozejrzeć by zagadkę rozwiązać. Już z daleka widać było tablicę ostrzegającą przed krokodylami, które bardzo polubiły ten teren.
Jednak ze znalezieniem sklepu nie mieliśmy większych trudności. Większość punktów handlowych położona była niedaleko plaży, która mimo pięknej pogody była pusta. Trochę mnie to zaciekawiło, jednak wystarczyło się trochę rozejrzeć by zagadkę rozwiązać. Już z daleka widać było tablicę ostrzegającą przed krokodylami, które bardzo polubiły ten teren.
Po zrobieniu zakupów w tym aparatu do
zdjęć podwodnych, pojechaliśmy z Izą pod naszą wypożyczalnię
gdzie rozstaliśmy się z naszą przewodniczką.
Po kilku minutach
w wypożyczalni okazało się, że mamy problemy z kartą i nie możemy
pożyczyć samochodu. Po telefonie do banku udało nam się wyjaśnić
sprawę tyle, że wypożyczenie samochodu musiało być przełożone na
następny dzień.
Zrobiło się
późno więc nasz rejs na ponoć bajeczną Green Island dawno się zaczął bez nas, mieliśmy
jeszcze szansę zdążyć na ten o 13, było trochę mało czasu, ale
cóż począć. Najpierw trzeba było znaleźć nocleg. Nauczeni
dotychczasowym doświadczeniem, że 3-4 osobowe pokoje zazwyczaj są
puste postanowiliśmy wziąć dorm, czyli pokój wieloosobowy, który
wychodził taniej. Jednak od każdej reguły są wyjątki i tym razem
mieliśmy współlokatora.
Szybko poszliśmy na przystań kupić bilet na rejs i wypożyczyć kostiumy anty-meduzowe
Szybko poszliśmy na przystań kupić bilet na rejs i wypożyczyć kostiumy anty-meduzowe
i kamizelkę
ratunkową dla mnie. Pogoda była piękna- tylko pławić się w
wodzie. Rejs rozpoczął się punktualnie.Po przycumowaniu
wszyscy rzucili się w kierunku lądu nazywającego się Green
Island.
My również
poszliśmy szukać rafy. Z nadzieją na podwodną przygodę weszliśmy
do wody. Niestety widać było tylko trawę postanowiliśmy płynąc
trochę dalej, ale niczego oprócz trawy nie było. Znaleźliśmy więc
inne miejsce ale tam było tak płytko, że szorowaliśmy brzuchem po
koralach. Czas do odpłynięcia naszego promu się zbliżał. Daliśmy
sobie jeszcze jedna szansę.
Popłynęliśmy
dalej i pojawiły się gigantyczne, kolorowe szczeżuje,
znane nam rybki i korale i ukwiały. Pojawiły się też nowe gatunki ryb, takie jakich nie było na Fiji. Widzieliśmy nawet giętkie paluszkowate korale. Niestety rybki nemo w nich nie było, za to powitała nas gigantyczna ryba z antenką ;)
znane nam rybki i korale i ukwiały. Pojawiły się też nowe gatunki ryb, takie jakich nie było na Fiji. Widzieliśmy nawet giętkie paluszkowate korale. Niestety rybki nemo w nich nie było, za to powitała nas gigantyczna ryba z antenką ;)
Nasz czas się
kończył. Byliśmy zawiedzeni, spodziewaliśmy się po Wielkiej
Rafie czegoś więcej niż po Fiji, a podobno to najlepsze miejsce
dla snurków. Na otarcie łez spotkałam płaszczki i chwilę je
poobserwowałam - bardzo ciekawe rybki.
W minorowych nastrojach wróciliśmy do hotelu, powłóczyliśmy się jeszcze trochę po miasteczku i poszliśmy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz